wtorek, 14 lipca 2015

Jestem nienormalna ;)

Co robi ktoś, komu apetyt rośnie w miarę jedzenia?
No właśnie. Siła nałogu wzrasta. Efekt? Proszę uprzejmie:
Mój śliczny Brother 1034D


Z tą maszyną też wiąże się historyjka ;)
Wypatrzona w komisie, mocno wynegocjowana cena. Serwis kosztował mnie tyle co nic, za to nieoceniony pan Staś po sprawdzeniu maszyny i doprowadzeniu jej do stanu niemalże dziewiczego rozstawał się z nią z wielkim żalem :) Po raz kolejny okazało się, że nie musiałam wydać wszystkich ciężko zarobionych pieniążków. Jak na razie mój park maszynowy kosztował mnie 740zł. Jednak da się :)
A.

niedziela, 1 marca 2015

Nigdy więcej!

Nigdy, przenigdy już nie będę szyła ręcznie pudełek z filcu!
Już zapomniałam, jakie to czasochłonne ;)
Pudełko uszyte, palce pokłute, powtarzam: nigdy więcej! Który to już raz? ;)


niedziela, 25 stycznia 2015

A ja myślałam, że niciarka wystarczy....

     Kiedy kupiłam Singerka Po Przejściach, zamarzyła mi się niciarka. Tak mi się marzyła i marzyła, obejrzałam tych niciarek mnóstwo, ale... żadna nie spodobała mi się jakoś szczególnie. A jak już spodobała to.... wiadomo ;) Gdzieś w głębi szafy miałam jeszcze farby i resztki materiałów do decoupage'u, w sklepie dla plastyków kupiłam dużą niciarkę za całe 40zł z surowego drewna,
i wyszło to, co wyszło ;)


   Naiwnie myślałam, że taka pojemna niciarka pomieści wszystko!
Może i większość by się zmieściła, gdybym nie włożyła do niej... nici ;) W końcu nie szyję jakoś intensywnie, tylko "domowo", od potrzeby do potrzeby ;) Choć chciałabym więcej, w końcu
ZAWSZE JEST COŚ DO USZYCIA  ;)
Tak wygląda moje minimum, nie jestem pewna, czy druga niciarka rozwiązałaby sprawę;


Rzadko się zdarza taki porządek w moich drobiazgach, aż zrobiłam fotkę na pamiątkę ;)
Zazdroszczę Wam, że macie dla siebie jakiś kąt, że nie musicie za każdym razem wyciągać maszyny z dna szafy, że nie musicie materiałów, ścinek, kawałeczków, tasiemek, sznureczków itp. upychać w pudła i na dno szafy obok maszyny. Cóż, może i ja kiedyś będę miała taki komfort :)

A.

sobota, 10 stycznia 2015

Szkicownik

   Tak sobie myślę, że piszę sama do siebie :) Podobno schizofrenicy tak mają ;)
Więc dziś bez smętnych opisów, za mną przepracowana uczciwie i etatowo miniona noc, dość męczący dzień, wieczór, podczas którego syn postanowił NIE-zasnąć (padł dopiero teraz, jest 00:32, jakby ktoś pytał), na Mazurach wichura, wiatr gwiżdże, ha! WYJE! za oknem, a ja tylko na chwilkę, chwilunię, żeby choć zdjęcie wrzucić...
   Zrobiłam z tego, co miałam w domu, bo nie było gdzie czegokolwiek dokupić. Skóra naturalna biała, gruba, dość sztywna, tłoczona, różowiutka bawełna, różowa lamówka, i zwykłe nici (te do skóry wywalają mi w kosmos bębenek, nie wiem, dlaczego?), igła dedykowana. Wyszło jak wyszło, skóra mi się trochę pod igłą "wierciła", nic nie poradzę, jaką mam maszynę każdy widzi.
Jeżeli Pani Profesor się spodoba szkicownik (to artystyczna dusza jest), będę się tylko cieszyć.
Ten szkicownik to kolejny z moich debiutów :) 




A.


poniedziałek, 29 grudnia 2014

Mamo, ja kocham chmury!

   Mój słodki trzyletni synek ukochał sobie chmury. Pewnego dnia, oczywiście w lumpku (moje nieocenione źródełko jeśli chodzi o tkaniny!) udało mi się kupić bawełnę, granatową w gwiazdy. Za mało na pościel, za mało na dwie zasłonki, ale idealnie na poduchę jedną, drugą i ze dwa woreczki dla przedszkolaka mojego. Synku - pytam - chciałbyś nową poduszkę? O, tak! - mały kiwa głową. A jaka ma być ta poduszka? - dyplomatycznie wypytuję, choć preferencje potomka znane mi są raczej. O, mamo! Taka z piorunem! Szara! UUUU, nie przewidziałam..... Szara? Na pewno? - mały kręci głową, czuję swoją szansę - Niebieska, ciemno niebieska! Tu Cię mam, kochany. Brnę dalej z obojętną miną: A może być w gwiazdy? Igorkowi zaświeciły się oczy: Tak! W gwiazdy! I z piorunem! Szarym piorunem!
   Jak poprosił, tak dostał. Zestaw kolorystyczny do przewidzenia, uszyłam mu więc tę obiecaną chmurę od ręki, jak tylko zasnął po obiedzie. Rewers i awers, żeby nie było, że na łatwiznę poszłam:


 

   Igi jak tylko otworzył oczy i zobaczył poduchę, to jej przez dwa dni praktycznie nie wypuścił z rąk, a pioruny strzelały gęsto ;) Dnia drugiego mały zasypiając przytulił się do poduchy: Mamo, jak ja kocham tę chmurę! - i to była najmilsza nagroda jaką mogłam dostać :)

A.

Sowy, sowy...

   Boże Narodzenie i Gwiazdka to taki okres, gdzie można troszkę poszaleć. Dla naszych chrześniaczek postanowiłam uszyć coś milutkiego. Zakochałam się kiedyś w sowach, napatrzyłam, nacmokałam, w końcu "wymyśliłam". Ha, zainspirowałam? Zerżnęłam zwyczajnie, z netu, gdzieś znalezione, szablon lekuchno zmieniony, poszło! Uszyłam. Sówki zaaprobowane, księżniczki uśmiechnięte, a mnie zostały zdjęcia na pamiątkę:

Ta sówka jest dość duża  (jak poduszka 40x40), dostała ją dwuletnia Martusia (tak, ta od myszki):



Ten komplecik powędrował do półrocznej Dorotki:



Zdjęcia jakie są, każdy widzi, ale na żywo sówki są śliczne, równe i idealne do przytulania ;)

A.